Dzień 27. Bądź jak delfin, właź na sykomorę i kochaj!

Co dzień nas coś zaskakuje i uświadamiamy sobie, że jednak mimo niemal 4. tygodni spędzonych w Ziemi Świętej, doświadczamy coraz to nowych zderzeń z lokalną kulturą.

Dzień rozpoczął się dokładną analizą widoku Wzgórza Świątynnego, które było w całości zapełnione wyznawcami Islamu, a coś co chyba można nazwać modlitwą lub rytualnym śpiewem, mogliśmy podziwiać od wczorajszego wieczoru, przez całą noc, aż do dzisiejszego śniadania. Na szczęście swoją wiedzą poratowała nas niezastąpiona ciocia Wikipedia, która natychmiastowo pośpieszyła z wyjaśnieniem. Okazało się, że trafiliśmy akurat na obchody święta Id al-Adha - czyli czas upamiętniający ofiarę składaną Bogu przez Abrahama. 

Po śniadaniu, mieliśmy kilka chwil na wyszykowanie się i w drogę!


Odliczeni (co nie jest zbyt skomplikowane, ponieważ jest nas tylko dziewięciu), zaopatrzeni w czapki i butelki z zamrożoną wodą (swoją drogą świetny patent - polecam!), zapakowaliśmy się w nasze "skody fabie lub podobne" i ruszyliśmy na kolejne podboje terenów Azji Mniejszej... yyy to znaczy na zwiedzenie oczywiście! :)


Dziś zaczęliśmy nasze wojaże od przeprawy wąwozem Wadi Quelt. Ktoś ostatnio marudził, że brakuje mu polskich gór - myślę, że dzisiejsze wyprawa, choć w jakimś stopniu, zrekompensowała ten brak.


Dzięki wędrówce uświadomiliśmy sobie, jak wyglądał szlak handlowy między Jerozolimą a Jerychem. Powiem tak - na Allegro jest dużo łatwiej, bo uwierzcie mi, że lekko nie mieli.

 

Koniecznie trzeba też uwzględnić zasługi Mikołaja, który biegał jak szalony w te i we wte. Z poświęceniem próbował on, w jak najlepszym kadrze, upamiętnić naszą przygodę, podczas gdy wszyscy pozostali maszerowali w pocie czoła, skupieni, by nie pomylić nogi lewej z prawą.


Była to też świetna okazja zobaczyć, oczywiście z daleka i po cichutku, jak mieszka tutejszy pustelnik. Zainspirowani tak niezwykłym miejscem wróciliśmy w... komplecie... no cóż, jak na razie nie zapowiada się na powołanie AKMowego pustelnika. 


Na końcu szlaku czekał na nas Tomek, dzięki któremu bez problemu, wygodnie wsiedliśmy do samochodów i pojechaliśmy już do wcześniej podziwianego Jerycha, do kościoła p.w. Dobrego Pasterza. Po szybkim zmianie outfitów (a przebieranie w samochodzie mamy opanowane niemal już do perfekcji) mogliśmy uczestniczyć w niedzielnej Mszy Świętej. Swoim słowem dzielił się z nami niezastąpiony diakon Tomek, który podczas kazania opowiadał nam o delfinach... tak - nie pomyliłam się, ale dla pewności powtórzę - o delfinach. Dowiedzieliśmy się, że te jakże przeurocze zwierzęta, podczas snu mają jedno oko otwarte czyli przez cały czas czuwają. Kto by pomyślał! My też mamy tacy być, mamy zawsze być gotowi i oczekiwać nadejścia Pana.. może niekoniecznie w wodzie, ale jednak!


W czasie naszych podróży mogliśmy doświadczyć kolejnych różnic - tym razem między Izraelem, a a Palestyną. Te dwa światy razem wzięte, są zupełnie inne od tego naszego, który tak dobrze znamy. Każda podróż wzbudza w nas zachwyt widokami, ciekawość innością, chwilę refleksji nad różnicami i wdzięczność za to co mamy. Tylko przez przyjazd tutaj, można choć częściowo poczuć to o czym czytamy w mediach i książkach, co oglądamy w telewizji i na YouTubie. Dla nas wciąż pozostaje to niezrozumiałe i zagadkowe, jednak uświadamiamy sobie, że wbrew pozorom, ludzie są wszędzie tacy sami - mamy takie same pragnienia, potrzeby, marzenia, ale też dzielimy podobne smutki i radości. Jest to niezwykłe doświadczenie otwartości na drugiego człowieka. 
 



 

Później okazało się, że misjonarz też coś jeść musi, więc jako ludzie, którym niewiele do szczęścia potrzeba udaliśmy się do lokalnego sklepiku. Zaopatrzeni w niezbędne produkty obiadowe, bez zastanawiania, wszamaliśmy je od razu pod sklepem. Dziś szef kuchni serwował lokalne bułki z czekoladą, bułki z cukrem, coś tam z daktylami, z napojów do wyboru była Coca Cola, mleko smakowe lub soki o iście egzotycznych smakach. A na deser oczywiście nie mogło obyć się bez lodów! Tak to można żyć! Odrabiamy sobie teraz, te wszystkie straszne lata dzieciństwa, kiedy na obiad był ten znienawidzony szpinak... Ale drogie mamy, proszę nie martwcie się o swoje dzieci - raz nie zawsze, zawsze nie wciąż ;)

 

Z pełnymi brzuszkami postanowiliśmy wejść lub też wtoczyć się na Mount of Temptation, gdzie Pan Jezus po chrzcie w Jordanie udał się na 40 dni, w ciągu których był On kuszony. Udało nam się dotrzeć do... zamkniętej bramy monasteru, do którego zmierzaliśmy. Jednak perspektywa zmiany kierunku marszu, nikogo chyba zbytnio nie zasmuciła. Po chwili refleksji, modlitwie i strzeleniu kilku fajowych fot, zeszliśmy na parking (oj ta droga była znacznie przyjemniejsza) i udaliśmy się w dalszą podróż. 




Tym razem za punkt honoru postawiliśmy sobie odnalezienie sykomory, przy której moglibyśmy odczytać fragment Ewangelii o Zacheuszu, do którego Pan przyszedł w gościnę. Udało się!


W drodze do Jerozolimy udało nam się wjechać do Betanii gdzie był dom przyjaciół Pana Jezusa -Marty, Marii i ich brata Łazarza, który został wskrzeszony. 


Mieliśmy okazję spotkać się tam z polskim franciszkaninem - o. Łazarzem, który podczas degustacji lokalnych wyrobów, wyczerpująco odpowiadał nam na wszystkie zadawane pytania, a uwierzcie - mnożyły się z każdą minutą rozmowy.  


Po tak intensywnym dniu, przy akompaniamencie zachodzącego słońca, wyruszyliśmy w drogę powrotną do naszego azylu, jakim jest Dom Pokoju na Górze Oliwnej. Zmęczeni, ale szczęśliwi zjedliśmy kolację, zmyliśmy wszystkie troski dzisiejszego dnia, a teraz czyści i pachnący jesteśmy gotowi na kolejną rundę gry w mafię!

I wiecie co? Po wszystkich doświadczeniach, które tu razem przeżywamy stwierdzam, że fajnie mieć wspólnotę. Ludzi, którzy SĄ - tak mało, a tak wiele.



Panie, bądź wychwalony i błogosławiony, we wszystkim czego tu doświadczamy!

Aneta


PS. Panie Ludwiku! Proszę się o nas nie martwić, ma Pan godnego następcę! :)


Komentarze

  1. Miałam takie przeczucie od początku, że autorem tekstu jest Aneta ;) tak mało jej na zdjęciach.. dobrego dnia Wam wszystkim!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystkie Wasze wpisy są tak pasjonujące i wspaniale napisane, że czytam je jednym tchem i nie mogę się doczekać kolejnych!
    Bardzo trudno je komentować- cokolwiek bym napisała to i tak byłby banał w świetle tego gdzie jesteście, co przeżywacie i jak bardzo cieszę się że możecie tego doświadczyć!
    Ze zdjęć widać jak bardzo jesteście radośni i jak bardzo zżyliscie się ze sobą- Chwała Panu!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz