Dzień 32. I see fire

Dzień jak zawsze rozpoczęliśmy od najważniejszego, to trudne przeżywać najważniejszy punkt dnia o 7:30 ale też piękne, że niedługo po tym jak otwierasz oczy, możesz wpatrywać się w ciało i krew Zbawiciela. 



Jak zawsze po mszy nasyciliśmy się i udaliśmy do pracy. Proszę Państwa, mam bardzo ważną wiadomość do przekazania. Skończyliśmy dach. A może przynajmniej tak nam się wydawało. Euforia, radość, satysfakcja... Trwały krótko. Nagle po naszej lewicy wyrósł kolejny dach. A wraz z nim kolejna praca. Ale my się nie poddajemy, do roboty się bierzemy :P





Równo o 12:00 szef kuchni (a może bardziej szefowa lub siostra Lidia) zaserwowała nam przepyszną pizzę. Po prostu gęba w niebie. 




Czas szybko mija, a im bliżej naszego powrotu do Polski tym więcej pomysłów na siestę. Weronika była dzisiaj w Getsemani, a Mati z Mikim udali się na mury, pochodzić, pozwiedzać, a przy powrocie spożyć free coffee. 



W życiu każdego z Nas zdarzają się mniejsze lub większe cuda. Dzisiaj byliśmy świadkiem, może tez po części uczestnikiem jednego z nich. Tak, wiem, może trudno w to uwierzyć ale w czasie siesty udaliśmy się pobiegać, po schodach, niby nic takiego ale wśród uczestników treningu (zaledwie trzech), znalazł się i on, nasz przewodnik grupy ksiądz Jan Cieślak, który na swój sposób motywował nas do powrotu do łóżek. 


Popołudniowa praca minęła bardzo szybko, każdy z nas dał z siebie 200%, tak, że drugi dach jest już prawie skończony. 




Nie obyło się jednak bez przeszkód. Około godziny 16:00 dostrzegliśmy dym. Pierwsza myśl, ktoś znowu pali śmieci. Jednak nie tym razem. 




Nad Jerozolimą wzniosła się wielka, szara smuga, lecąca prosto na nas. No może jednak nie prosto, może jednak troszeczkę, ale efekt był. W takich warunkach upłynęła nam druga połowa dnia. 
Na dole filmik z pożaru.



Na kolację dołączył do nas ks. Wojciech Węgrzyniak, którego poznaliście wczoraj. Razem udaliśmy się do Grobu, a umocnieni modlitwą wyruszyliśmy na poszukiwania idealnych lodów. Czas niezwykle owocny :) 






Marysia 

PS.1. Znacie może te uczucie, kiedy wbiją się Wam kaktusy w głowę lub udo? 
My znamy. Tak bardzo pochłonięci pracą, często nie zauważamy atakujących nas kaktusów. Tak więc nasi napastnicy uderzają w najmniej spodziewanych momentach. Najlepsze jednak są reakcje na wbite kolce, niektórzy reagują twardo: "Dobra wyjmij i po sprawie", a niektórzy jak to ujęła Weronika: "Jak Shrek w Shreku".





PS.2  Nie polecamy lodów o smaku Libańskim. :)

Komentarze